Prawdopodobnie nigdy wcześniej nagroda Nobla nie wzbudziła tylu emocji. Kilka dni temu Komitet Noblowski przyznał pokojową nagrodę Nobla urzędującemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych Ameryki Barackowi Obamie. Na pierwszy rzut oka to ogromny zaszczyt i niewątpliwie powód do dumy. Jednak czy w tym przypadku najbardziej prestiżowa nagroda na świecie nie będzie kulą u nogi obecnego prezydenta?
Michał Leksiński
Z pragmatycznego punktu widzenia potencjał marketingowy przyznania takiej nagrody jest ogromny – od dawna bowiem uważano, że najbardziej wpływową osobą na świecie jest zawsze prezydent USA, teraz posiada on również honorowe wyróżnienie dotyczące pokojowych działań na świecie. Biuro Prasowe Białego Domu twierdziło, że od kilku tygodni słyszało o rzekomej nominacji, jednak nie do końca zawierzało niepotwierdzonym informacjom. Ostatecznie nie ma się co dziwić, w końcu któż mógłby przewidzieć taki rozwój wydarzeń. Po ogłoszeniu przyznania nagrody reakcja Prezydenta była natychmiastowa – 1, 4 mln dolarów nagrody przeznaczy na cele charytatywne a w swoim przemówieniu podkreślał, że nie czuje się godzien tego wyróżnienia. Dodatkowo kontynuował swoją strategię wyborczą. Mianowicie, w trakcie wyborów podkreślał, że hasło „Yes We Can” tyczy się wszystkich amerykanów i nie tylko. Owa „Zmiana”, którą zapowiadał ma być efektem działania wszystkich ludzi. W podobnym tonie przemówił odnośnie nagrody Nobla. Stwierdził bowiem, że ta nagroda, to efekt pracy nie tyle jego, co wszystkich ludzi na świecie. Można by nazwać to zjawiskiem „pozycjonowania przywódcy świata”. Jednak ten właśnie świat zareagował w bardzo zróżnicowany sposób. Pomiędzy niezliczoną ilością gratulacji pojawiły się głosy krytyki, między innymi ze strony irlandzkiej laureatki pokojowej nagrody Nobla Mairead Corrigan Maguire, zauważyła ona, że wolą Alfreda Nobla było przyznawanie tej nagrody osobom, które położył kres militaryzmowi. Prezydent Obama przyczynił się do tego faktu jedynie w swojej, jak zwykle idealnie dopracowanej, mowie w Pradze na szczycie Unii Europejskiej. Inną osobą krytykującą Obamę był Hugo Chavez, który podkreślił zbrojne działania Ameryki na obszarach Iranu i Afganistanu. To by było tyle, jeżeli chodzi o słowa uznania i krytyki niepodszyte własnymi celami. Prawdopodobnie najwięcej na Noblu Obamy może ugrać prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Oczywiście nie szczędził on gratulacji, jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że Obama ową nagrodą niejako będzie zmuszony do kontynuowania strategii rozbrojenia arsenału nuklearnego. Teraz Miedwiediew może zyskać bardzo dużo, ponieważ będzie pełni role kontrolera, który jako prezydent mocarstwa po drugiej stronie oceanu, będzie naciskał na prezydenta Obamę i spełnienie jego obietnic. Inaczej ma się sytuacja na amerykańskiej scenie politycznej. Faktem oczywistym są pochwały ze strony partii demokratycznej, jednak strona republikańska jest mocno podzielona. Część polityków chwali Obamę, a część nie stroni od mocnej krytyki z naciskiem na przyznanie nagrody za bycie międzynarodową gwiazdą.
Tak czy inaczej, to co na pierwszy rzut oka wydawało się ogromny wyróżnieniem, może stać się ogromnym kłopotem. Wszelkie działania militarne Ameryki będą zapewne postrzegane przez pryzmat tej właśnie nagrody. Powstaje pytanie czy nie warto by było zrezygnować z tej nagrody i stwierdzić, że jest wiele innych osób, które w obecnym momencie powinny otrzymać tą nagrodę. Jak widać międzynarodowy marketing polityczny kieruje się swoimi własnymi nieskrępowanymi zasadami. O ile zazwyczaj myślimy o kontrolowaniu opinii publicznej we własnym okręgu wyborczym, czy kraju, o tyle zawładnięcie światową opinią publiczną graniczy z niemożliwością. Nobel zwrócił oczy świata na prezydenta USA i jego działania, pytanie czy Obama sobie tego życzył?
Fotografia: AP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz